Pamiętacie, jak cieszyliście się ze swojego pierwszego, „dorosłego” roweru? Prawdopodobnie był to zwykły składak i satysfakcja z jego posiadania spadała wraz z każdą nową „kolażówką”, jaka pojawiała się w okolicy. Może to trochę naciągane, ale jest w tym jakaś analogia do amerykańskiego rynku samochodowego połowy lat 60. Dojrzewające pokolenie powojennego wyżu demograficznego w USA stanowiło główny przedmiot zainteresowań potentatów branży samochodowej. Genialny Lee lacoca, który na początku lat 60. objął stanowisko wiceprezesa Forda, dobrze znał młodzieżowe gusta i wiedział, że serca tych wybrednych konsumentów można kupić efektowną „kolażówką”.
Tak narodził się Ford Mustang – legendarny amerykański samochód sportowy praktycznie na każdą kieszeń.
Auto zaprezentowano w Nowym Jorku wiosną 1964 r. lacoca nie pomylił się – w niecałe 2 lata później zakłady w Dearborn opuścił milionowy egzemplarz Mustanga. Sportowe 4-miejscowe nadwozie dostępne było w wersji coupe oraz kabriolet, klienci mieli duży wybór silników, od 2,8 l 101 KM do potężnego „K-code” 271 KM. Szybko zdecydowano się także zaprząc Mustanga do wyścigów torowych, gdzie odnosił znaczne sukcesy. Z jednej strony był więc sportowy Ford taniutkim samochodem dla młodzieży, dostępnym w podstawowej wersji za cenę niewiele przekraczającą 2 tys. dolarów, z drugiej zaś wyścigowym monstrum.
W latach 70. gwiazda Mustanga nieco zbladła – kryzys paliwowy sprawił, że Mustang II (1974-1978) lepiej czułby się pod nazwą Pony. Auto było wyraźnie mniejsze i słabsze (88-105 KM). Dopiero w połowie lat 80. Mustang ponownie galopował jak za starych dobrych czasów. Ta dobra passa trwa po dziś dzień – spójrzcie na najnowszą generację tego modelu: wzornictwo, wyposażenie, osiągi – wszystko z amerykańskim rozmachem a cena… W Europie żądają więcej za starą szkapę.